I dzień
Dystans 126 km, śr. prędkość 23,4 km/h, czas: 11.30 – 17.30, efekt.czas 5,35


Minęło kilka dni i doszedłem do wniosku, że trzeba wykorzystać piękną pogodę ostatnich dni wakacji. Spakowałem manatki i 27.VIII wyruszyłem na 8-dniową wyprawę po Wielkopolsce. Jak nigdzie indziej w Polsce jest tu największe skupisko - czego? Oczywiście dworów i pałaców, tak wiem – jestem maniakiem. Pierwszego dnia minąłem na trasie tylko jeden zabytek. Były to ruiny zamku w Siedlisku, koło Nowej Soli. O godz. 17.30 po przejechaniu 110 km dotarłem do położonej nad jeziorem osławionej Sławy. Do wieczora zostało trochę czasu. Postanowiłem więc poleniuchować nad wodą, po czym udałem się na pole namiotowe. Popełniłem błąd decydując się na nocleg w tym miejscu. Nie dość, że trwały weekendowe hulanki i swawole, to jeszcze w środku nocy przyjechały jakieś pajace i zaczęły tuż koło mnie rozbijać namiot, a tłukli się przy tym i kłócili jak jasna cholera. Po jakiejś godzinie rozbili w końcu ten nieszczęsny namiot, ale i tak połowa nocy nieprzespana.


Siedlisko


II dzień
Dystans 118 km, śr. prędkość 19,3 km/h, czas: 10.10 – 18.50, efekt.czas 6,12


Tego dnia zwiedziłem muzeum parowozów w Wolsztynie, ciekawy zespół pałacowo – parkowy w Wąsowie, pałace w Chraplewie, Brodach i Posadowie. Z tym ostatnim były pewne problemy. Tabliczka na bramie „teren prywatny" nie zachęcała do wjazdu; mimo to zaryzykowałem. Po chwili wyskakuje kobieta pytając, co mnie tu sprowadza – pałac - odpowiedziałem, a ta: na co, po co, dlaczego? Tak jej marudziłem, że w końcu pozwoliła mi zrobić zdjęcia. O godzinie 18.50 przejechawszy 118 km znalazłem się w malutkim miasteczku Lwówek, gdzie na rynku odbywały się imprezy z okazji Targów Chleba. Kiedy już się dość wyimprezowałem, udałem się na poszukiwanie noclegu. Po przejechaniu dwóch ulic okazało się to nie takie proste, gdyż znalazłem się za miastem. Zawróciłem kawałek i przy ostatniej ulicy jakiś dobrotliwy dziadunio pozwolił mi się rozbić. Zaznaczył jednak, abym przy stawianiu namiotu nie przekroczył połowy trawnika. Wkrótce wróciła jego sąsiadka i zobaczywszy tenże namiot zrobiła taką minę, że zrozumiałem, co dziadek miał na myśli. Tej nocy również nie było spokoju, gdyż 200 m stąd przebiegała bardzo ruchliwa droga.


Wąsowo



Posadowo


III dzień
Dystans 128 km, śr. prędkość 19,2 km/h, czas: 9.40 – 19.55, efekt. czas 6,38


Właśnie tą drogą, walcząc o życie, po 40 min dojechałem do Pniew. Jadąc dalej zaliczyłem pałace w Zajączkowie, Zielonej Górze (nie tej znanej z ruskich festiwali), Kobylnikach (ten szczególnie polecam), Gaju Małym, by dotrzeć do Szamotuł. Tutaj sfotografowałem zamek ze słynną wieżą Halszki. Następnie minąłem Objezierze z ciekawym pałacem i dotarłem do Obornik Śląskich. Robiła się późna godzina, więc w następnej wiosce postanowiłem szukać noclegu. Niestety nie udało się. Dwukrotnie na przeszkodzie stanęły psy gospodarzy, niechętnie witające gości, Najbardziej żałuję trzeciego podejścia, gdzie przez nieobecność rodziców straciłem szansę na poznanie ich córek, które musiały mi odmówić. Co za pech. Powiedziały mi, że w Obornikach znajduje się harcówka, w której można przenocować. Udałem się na jej poszukiwanie, lecz nikt nie wiedział, gdzie ona się znajduje. Wkurzony jak najszybciej opuściłem miasto, by prawie po ciemku dojechać do najbliższej miejscowości – Rożnowa. Chwilę później byłem szczęśliwy, bo nie dość, że gospodarz zgodził się na rozbicie namiotu, to jeszcze pozwolił skorzystać z komórki, w której znajdowała się łazienka i pełno owoców. Po przejechaniu w upale 128 km był to prawdziwy luksus.


Zajączkowo


Zielona Góra


Kobylniki


Szamotuły


Objezierze

IV dzień
Dystans 105 km, śr. prędkość 19 km/h, czas: 9.15 – 18.15,efekt.czas 5,30


Z Rożnowa drogą 196 udałem się w kierunku Poznania fotografując m.in. pałac w Biedrusku. Wieś ta słynie z olbrzymiego poligonu wojskowego, na którym przed kilku laty Jerzy Hoffman kręcił „Ogniem i mieczem".


Biedrusko


Owińska

Kilka kilometrów dalej w Owińskach zaczęły się schody. Chciałem dojechać do Pobiedzisk 20 km skrótem przez Puszczę Zielonka. Pytam jednej babki o drogę, a ona robi jakieś dziwne miny i gesty, pytam drugiej, a ta patrzy na mnie jak na kosmitę, po czym odwraca się i odchodzi. Później powiedziano mi, że znajduje się tu ośrodek dla głuchoniemych. Przejechałem całą wieś nie mając, kogo zapytać o drogę. Wkurzony dojechałem do ostatniego domu, gdzie na szczęście gospodarz udzielił mi kilku wskazówek jak przejechać przez puszczę. Nie były one zachęcające, ale mając w perspektywie 20 km objazdu peryferiami Poznania, zaryzykowałem wjeżdżając w las. Z każdym kilometrem droga stawała się coraz bardziej piaszczysta, co utrudniało jazdę. W końcu nie dało się jechać i przez ponad kilometr musiałem prowadzić swój wehikuł. Później było trochę lżej, ale przy tempie 10 km/h zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem wybierając skrót. Po kilku kilometrach dotarłem do jakiejś leśnej osady. Pytam dziewczynę o drogę – mówi w lewo, pytam chłopaka – mówi w prawo. Szlag by to trafił, Sam już nie wiem, którą opcję wybrałem. Wreszcie wyjeżdżam z tego cholernego lasu (tak w ogóle to kocham las, ale wtedy miałem go dość) i przez Bolechowo (pałac) dojeżdżam do miejscowości Wronczyn, położonej nad pasmem jezior ciągnących się przez kilka kilometrów.

W niedalekich Krześlicach mijam pięknie odrestaurowany pałac mieszczący ekskluzywny hotel z restauracją. Przegryzam kromala i jadę dalej, by za chwilę wyjechać na znienawidzoną drogę krajową Poznań – Gniezno. Kiedy dowiedziałem się później do ilu wypadków tu dochodzi, włosy (a nie są już takie krótkie), stanęły mi dęba. Jeszcze 3 km i jestem w Pobiedziskach.


Krześlice


Skansen Miniatur w Pobiedziskach







Przy trasie tej utworzono ciekawe muzeum miniatur. Są tu takie budowle jak: katedra gnieźnieńska, opera i rynek poznański, gród w Biskupinie i wiele pałaców z terenu Wielkopolski. Po przejechaniu 8 km drogą śmierci znalazłem się w Dziekanowicach nad Jeziorem Lednickim. Na wyspie zachowały się ruiny rezydencji Mieszka I. W 996 r. przyjął on tu chrzest, natomiast Bolesław Chrobry w 1000 r. gościł cesarza Ottona III. Nieopodal - w Imiołkach - odbywają się coroczne spotkania młodych, w których brał udział również papież - Jan Paweł II. Mnie najbardziej interesował znajdujący się tu jeden z największych skansenów budownictwa wiejskiego. Trzeba mieć cholernego pecha, by przyjechać w momencie kiedy stróż zamykał bramę. Postanowiłem z nim pogadać. Chwilę później mogłem powiedzieć - trzeba mieć cholerne szczęście mieszkając koło Legnicy. Okazało się, że gość zna dobrze to miasto, gdyż odbywał tu służbę wojskową. Ale numer! Tak więc niejako po znajomości udało mi się zwiedzić muzeum, w dodatku za friko. Po opuszczeniu skansenu powstał problem co robić. Do Gniezna zostało zaledwie 10 km, ale w związku z tym iż była godzina 18 i przed zmrokiem nie zdążyłbym zwiedzić miasta, zdecydowałem przenocować w pobliskim Łubowie i jutro rano tu wrócić. Z noclegiem nie było problemu, a gospodarz pozwolił mi nawet skorzystać z łazienki. Krąży opinia o niegościnności poznaniaków, moim zdaniem całkiem bezpodstawna. Tyle na dziś.


Skansen - Dziekanowice


Skansen - Dziekanowice


V dzień
Dystans 129 km, śr. prędkość 19,3 km, czas 9:30-19:30, ekekt.czas 6,40


    Ranek słoneczny. Zapowiadał się kolejny ładny dzień. Nie pojechałem od razu do Gniezna, tak jak początkowo planowałem, gdyż w ten sposób ominąłbym kilka pałaców. W Łubowie zjechałem z głównej drogi i po 17 km i dojechałem do Iwna.

Znajduje się tu słynna stadnina koni, w której przed laty kręcono serial "Karino" oraz pałac, niestety coraz bardziej zaniedbany.


Iwno

Przez Gułtowy dotarłem do ciekawej miejscowości - Giecz. W XI wieku stał tu potężny gród siedziba Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Otaczał go drewniano-ziemny wał dł. 625 m, wys. 9 m i szer. u podstawy 25 m. Aż ciarki po mnie przeszły na myśl, że stoję w miejscu, gdzie przed wiekami rodziło się państwo polskie.


Gułtowy

Najciekawszym dziś zabytkiem był klasycystyczny zespół pałacowy w Czerniejewie wybudowany w latach 1770 – 80, w skład którego wchodziła stajnia i wozownia. Przy pałacu rozpościerał się wspaniały park krajobrazowy ze stawami i bażantarnią. Organizowane są tu wczasy w siodle, imprezy hippiczne, rajdy myśliwskie i konferencje.


Czerniejewo


Gniezno – Katedra

3 czerwca 1997 roku przy okazji wizyty papieża w Gnieźnie, odbyło się tu spotkanie prezydentów Litwy, Niemiec, Węgier i Polski. Jeszcze tylko 17 km i docieram wreszcie do pierwszej stolicy państwa polskiego. Mówiąc szczerze poza kościołami i katedrami nie ma tu praktycznie wiele do zwiedzania. Trochę rozczarowany po godzinie opuszczam miasto kierując się na południe.

Mijam Mierzewo (pałac), a następnie przecinam drogę krajową Września - Poznań. Jednak szum samochodów nie milknie z powodu przebiegającej kilkadziesiąt metrów dalej autostrady A-2. Tuż za nią w miejscowości Bieganowo postanowiłem zatrzymać się na noc. Pytam gościa o pozwolenie rozbicia namiotu. Ten się zgadza, lecz po chwili wyskakuje jego matka i robi zadymę mówiąc, że to jej dom i ona tu rządzi. Musiała zrobić niezłą minę, widząc jak rozkładam namiot u sąsiada naprzeciwko. W końcu udało mi się rozbić w spokojnym miejscu. Tak myślałem do chwili, kiedy nie usłyszałem jakichś dziwnych pochrząkiwań dochodzących z budynku obok. Okazało się, iż gospodarz prowadzi farmę i całkiem za darmo miałem przez całą noc koncert na 100 świńskich ryjów.

VI dzień
Dystans 126 km, śr. prędkość 20 km/h, czas 9:00-19:35, efekt.czas 6,25


Przed opuszczeniem Bieganowa powtórzyłem jeszcze raz zdjęcia pałacu, które robiłem wczoraj po przyjeździe, po czym udałem się w zupełnie inną stronę, w kierunku Ciążenia. Stoi tu piękny rokkokowy pałac. Gospodarzem obiektu jest Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu przechowująca tu ok. 80 tyś. masoników.


Bieganowo


Ciążeń

Następny pałac znajdował się w miejscowości Kołaczkowo. Nabył go w 1920 r., i często w nim przebywał, Władysław Reymont. Kiedy znalazłem się w pobliżu miasteczka Pyzdry, zobaczyłem potężnie zalane łąki i pola. Kilka dni temu przeszła tędy ogromna ulewa. Na 57 km, w Śmiełowie zwiedziłem jeden z najciekawszych pałaców na trasie. Zbudowany był na planie podkowy. We wnętrzach zgromadzono pamiątki związane z Adamem Mickiewiczem, który przebywał tu w 1831 r. Bywali tu również Henryk Sienkiewicz, Ignacy Paderewski i Wojciech Kossak. Pałac otacza piękny park krajobrazowy w stylu angielskim. Miejsce godne odwiedzenia. 4 km dalej - w Pogorzelicy - płynęła sobie „rzeczułka" zwana Wartą.


Kołaczkowo


Śmiełów

Przekraczałem ją chyba z szósty raz, lecz po raz pierwszy – promem; udając się do Miłosławia, gdzie zrobiłem fotkę pałacu. Tuż za miasteczkiem, w Winnej Górze, minąłem pałac bliźniaczo podobny do tego w Bieganowie. Mieszkał w nim aż do śmierci twórca Legionów Polskich we Włoszech - Jan H. Dąbrowski, któremu majątek ten ofiarował sam Napoleon. Gościli tu także Niemcewicz, Fredro i Sienkiewicz. O godz. 18 dotarłem do Środy Wielkopolskiej i wiedziałem, że nie mam po co dziś jechać do Kórnika, bo właśnie o tej porze zamykano zamek. 10 km za Środą, w Zaniemyślu, zatrzymałem się na nocleg. Jest to duża miejscowość wypoczynkowa, pięknie położona nad jeziorami ciągnącymi się aż do Kórnika, i jakby nie to, że jutro muszę jechać dalej, pewnie zostałbym na dłużej.


Miłosław


Winna Góra

VII dzień
Dystans 120 km, śr. Prędkość 19 km/h, czas 9:10-19:20, efek. czas 6,20


Pełny optymizmu ruszyłem do dzisiejszego etapu. Jak na razie wszystko układa się doskonale, aż sam w to nie wierzę. Po 15 km docieram wreszcie do sławnego Kórnika, który znany mi był do tej pory jedynie ze zdjęć. Mówiąc szczerze, nie zrobił na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. W czasie tej wyprawy oglądałem wiele ciekawsze budowle. Jeśli zaś chodzi o arboretum, czyli park okalający zamek – ten owszem, robi wrażenie. Rośnie tu około trzech tysięcy drzew i krzewów z całego świata. Najstarsze pochodzą z końca XVIII wieku.

15 km dalej, znalazłem się w nie mniej sławnym Rogalinie. Spędziłem tu aż półtorej godziny, co świadczy, że podobało mi się tu bardziej niż w Kórniku.


Kórnik

W porównaniu z kórnickim, rogaliński pałac jest trzy razy okazalszy. Można żałować, iż dla zwiedzających udostępniono tylko boczne skrzydła z powodu remontu głównej części. Jednak i one robią wrażenie – o czym sam się przekonałem. Pałac od połowy XVIII wieku do II wojny światowej stanowił siedzibę rodu Raczyńskich. Ostatnim potomkiem był prezydent RP na uchodźstwie – Edward Raczyński. W 1993 r. odbył się tutaj jego pogrzeb, na który zaproszono ówczesną premier Hannę Suchocką i byłego prezydenta Lecha Wałęsę.


Rogalin

Do zespołu pałacowego należą również ujeżdżalnia, stajnia oraz wozownia z przepiękną kolejką kilkunastu karet i bryczek. To nie wszystkie atrakcje. Za pałacem rozciąga się olbrzymi park francuski z XVIII wieku ze wspaniałymi alejkami lipowymi, kobiercami kwiatowymi i rzeźbami postaci mitologicznych. Przedłużeniem francuskiego jest park angielski, gdzie rośnie największą ilość dębów w Europie – z najsłynniejszym Lechem, Czechem i Rusem. Z żalem opuszczałem to miejsce, by po kilkunastu kilometrach znaleźć się w Wielkopolskim Parku Narodowym, a następnie zmierzając na południe, dojechać do Czempinia. Wznosi się tu piękny pałac, który mogłem jedynie sfotografować zza ogrodzenia, gdyż stanowił (który to już raz?) własność prywatną.

Pozwolę sobie tutaj na mały komentarz do tej sytuacji. W jakim stanie jest większość zabytków w kraju, każdy wie. Chcąc uratować część z nich, władze przekazują je w zamian za remont osobom prywatnym. Minusem takiej sytuacji jest to, że bardzo rzadko obiekty te udostępniane są zwiedzającym. Aby zrealizować swój plan według wcześniejszych założeń, musiałem odbić na północ, co było zupełnie nie po drodze.


Czempiń

Na dodatek przez dobrych kilkanaście kilometrów, znowu walczyłem z samochodami na trasie Kościan – Poznań, by dotrzeć do miejscowości Będlewo, gdzie znajduje się odrestaurowany pałac, będący siedzibą Instytutu Matematycznego PAN. Obok mieści się hotelik, a także park. Wreszcie zjechałem z piekielnej drogi i znalazłem się w Modrzu. Miał być tutaj pałac – i był, tylko że okazał się twierdzą nie do zdobycia. Robotnicy pracujący nieopodal ostrzegli mnie, abym nie próbował forsować ogrodzenia, bo mogę być zjedzony przez psa.

Kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem jak w moją stronę biegnie facet, a za nim piesek z pianą na pysku. Nie wiem, co by było, gdyby nie płot. Dla swojego dobra oddaliłem się z stamtąd czym prędzej. A propos psów, to były one obok samochodów moim największym utrapieniem. Jeszcze większą twierdzą, dodatkowo strzeżoną przez ochroniarzy, był pałac w Strykowie.


Strykowo


Strykowo

Najwyraźniej podzielali oni moja pasję, bo po chwili zostałem wpuszczony do środka. We wnętrzach mieścił się hotel z restauracją, lecz na zewnątrz budowla nie przedstawiała jakichś szczególnych walorów zabytkowych. W miejscowości Wilanowo zacząłem poszukiwanie miejsca mojego ostatniego noclegu. Już na początku znalazłem dużą łąkę, ale postanowiłem się rozejrzeć jeszcze … no właśnie – sam nie wiem za czym. Objechałem całą wieś i nic! Co się okazało – wróciłem na tę właśnie łąkę. Szukając równego miejsca pod namiot, stoczyłem małą wojnę z sąsiadem gospodyni, bowiem ta część trawnika, gdzie zamierzałem się rozbić, należała właśnie do niego. Zmuszony byłem cofnąć się ok. 2 m. To nie wszystko. Gość najwyraźniej nie mogąc uwierzyć, że sąsiadka pozwoliła mi na nocleg, poszedł powiadomić ją o intruzie. Chyba musiałbym być nienormalny, aby bez zgody właściciela rozbijać namiot na jego posesji. Wracając miał taką minę, jakby przed chwilą wypił litr wywaru z peruwiańskiej ropuchy. Nie wiem co nagadał kobiecinie, bo ta przyszła po chwili prosząc mnie o dowód i o dziwo zapraszając na bigos. Niestety musiałem odmówić, gdyż nie jem zwierzątek już ładnych parę lat. Na wypadek, gdyby czytali to moi koledzy dodam – oprócz rybek, które wprost uwielbiam i właśnie zaraz skonsumuję na kolacyjkę. He he he … Po kolacyjce – lektura książeczki, jak to Krzysiek Wielicki zdobywał Mount Everest, opracowane trasy na następny dzień … i o pierwszej w nocy można iść spać. Ale od zamierzenia do celu czasem długa droga. Nie wziąłem pod uwagę faktu mojego położenia 3 m od wiejskiej drogi. Ale kto mógł spodziewać się na niej takiego ruchu o tej porze. Nie był to tym razem ruch samochodowy, lecz miejscowych wyrostków płci obojga, którzy łazili w tę i z powrotem hałasując przy tym straszenie. Nagle coś jak nie walnie w namiot. Było to o tyle dziwne, gdyż nade mną nie rosło żadne drzewo z dużymi owocami. Po chwili skumałem o co chodzi. Tak miejscowa młodzież wita gości. Na szczęście mieli tylko jedno jabłko czy też gruszkę i skończyło się na jednorazowym powitaniu, po którym nastąpił święty spokój i mogłem wreszcie iść lulu.

VIII dzień
Dystans 165 km, śr. prędkość 19 km/h, czas 9:10 – 19:35,efekt.czas 7,55


    Myśl, że dzisiaj będę w domu nie napawała mnie optymizmem, wszakże po tylu przygodach nie chce się wracać do szarości dnia codziennego. Po zjedzeniu śniadania i wysuszeniu tropiku ruszyłem w swój najdłuższy etap. Najpierw udałem się do Parzęczewa, gdzie według informacji miał znajdować się ciekawy pałac. By tam dojechać musiałem zboczyć spory kawałek z trasy i przedzierać się przez las niezbyt ciekawą drogą. Kiedy już byłem na miejscu, o mało szlag mnie nie trafił. Pałac i owszem był, ale takich budowli widziałem przez te osiem dni dziesiątki. Mniejsza o dodatkowe kilometry, ale straciłem niepotrzebnie godzinę czasu. Zacząłem mieć wątpliwości, czy zdążę dojechać przed zmrokiem, coraz częściej rozważając możliwość noclegu u kuzynki w Głogowie. Nieszczęsne Parzęczewo znajdowało się 20 km od Wolsztyna, przez który przejeżdżałem 6 dni temu. Niezłe koło zatoczyłem. Czym prędzej śmignąłem stamtąd, by po godzinie dojechać do Śmigla, gdzie sfotografowałem trzy ciekawe wiatraki.


Śmigiel


Śmigiel

Następnie odbiłem na Krzycko Wielkie – miejscowość wypoczynkową usytuowaną nad jeziorami znajdującymi się na granicy Przemęckiego Parku Krajobrazowego. O godz. 14:30 minąłem Wschowę, a półtorej godziny później byłem w Głogowie. 20 km odcinek do Polkowic pokonywałem godzinę, co jest chyba nie najgorszym wynikiem, biorąc pod uwagę trzy podjazdy na odcinku 5 km tworzące tzw. Wzgórza Dalkowskie i ważący 20 kg bagaż. Tempo z jakim jechałem zawdzięczam ogromnemu ruchowi samochodów, którego chciałem jak najszybciej uniknąć. Nie ma się temu co dziwić, gdyż znajdowałem się w samym centrum Zagłębia Miedziowego słynącego z ogromnej ilość szybów górniczych. Dopiero w Polkowicach skręciłem na mniej ruchliwą drogę w kierunku Chocianowa. O godz.. 19:10 po przejechaniu 165 km (a w sumie 1017 km) dotarłem do Chojnowa. O dziwo, miałem jeszcze tyle sił, że gdybym musiał, to zapewne zrobiłbym i 200 km. Tym razem również nie zanotowałem żadnych awarii, kontuzji, niemiłych zdarzeń, a kumpel tylko ironicznie dodał – Ty fuksiarzu – znów dopisało ci szczęście i pogoda. Tak oto skończyła się moja przygoda, o której jeszcze rok temu jedynie marzyłem.

* Większą ilość zdjęć pałaców można obejrzeć w galerii architektura.

Wyprawa w liczbach

6 x przekraczałem Wartę
8 x przed nosem zamykał mi się szlaban kolejowy (okazało się to dobrym znakiem)
26 l – ilość wypitej wody, soków i herbaty
36 – liczba zwiedzonych pałaców
100 km przejechanych drogami krajowymi
51h - efektywny czas jazdy
24 h - czas przerw i zwiedzanie
105 km - najkrótszy dystans
165 km - najdłuższy dystans
20 km/h - średnia prędkość
1017 km - całkowity dystans

Jak wszystko ułoży się pomyślnie, tego lata chciałbym wybrać się na Mazury szlakiem warowni krzyżackich.

Przy tej okazji, szukam osoby chętnej na taki wyjazd. Najlepiej z okolic Legnicy (choć nie koniecznie). Preferowany dystans 100 – 130 km dziennie, średnia prędkość 20 km/h, czas 10 – 14 dni.

Kontakt – e-mail: wyciszkiewiczrafal@gmail.com